Sofonisba Anguissola, Artemisia Gentilleschi czy Angelika Kauffmann osiągnęły w swoich czasach spektakularny sukces. Tworzyły dzieła wybitne, malowały dla królów i wyższych sfer. Inne malarki – takie jak Polka Agnieszka Piotrkowczyk – pozostawiły po sobie pojedyncze dzieła albo wyłącznie ślad w archiwach. Dla patriarchalnej historii sztuki wszystkie były jednakowo niewidzialne.
Piotr Oczko, autor bestsellerowej Pocztówki z Mokum, wydobywa z cienia herstorie dawnych artystek. Pisze o przeszkodach, które musiały pokonać w drodze na malarski szczyt. O przytłoczeniu obowiązkami domowymi i przemocy seksualnej. Przygląda się uważnie ich autoportretom – w spojrzeniach mistrzyń szuka ich niepokojów, ambicji i zasłużonej dumy ze swojej twórczości. Uczy, jak czytać dawne malarstwo i pokazuje, że oświetla ono również nasze życie.
„Dalekosiężne plany mają to do siebie, że często biorą w łeb. Niemniej jednak na emeryturze chciałbym zamknąć się w domu, ograniczyć kontakty ze światem i zacząć żyć życiem innych, czyli czytać pamiętniki, dzienniki, wspomnienia i listy. Ponownie zakopałbym się wtedy w pełnym wydaniu „Dzienników” Marii Dąbrowskiej (edycje skrócone znam prawie na pamięć) i w końcu zgłębił jej korespondencje (…). Gdybym jeszcze porządnie nauczył się francuskiego, na emeryckiej liście lektur znalazłyby się też (…) memuary osiemnastowiecznej malarki Louise-Élisabeth Vigée Le Brun. W przypadku dawnych artystów, o artystkach nawet nie wspominając”.
Biografie, skrawki życia mozolnie wydłubywane i sklejane z pozostawionych pism i dokumentów, zwłaszcza pisarek i artystek. Taką lekturą i śledztwem też spokojnie mogłabym wypełnić dni mojej starości (nawet mam już kilka postaci na oku). Czując więc duchowe powinowactwo z autorem, tejże jakże wspaniałej i niebanalnej książki o artystkach (głównie jednak malarkach, choć jest też wspomniane kilka architektek, rzeźbiarek oraz twórczyń tego, co kiedyś było sygnowane „sztuką gorszego sortu”/użytkową, czyli np. hafciarek, tkaczek, dekoratorek mebli), postanowiłam podzielić się z Wami moim zachwytem nad tym wydawniczym cudem. Edytorskie prima sort – kredowy papier, kolorowe reprodukcje, dobrze skompilowane z tekstem i oznaczone. Wnętrze zaś to piętnaście perełek biograficznych. Od tych najbardziej znanych twórczyń (Artemisia Gentileschi – fun fact – wyszukiwarka internetowa cenzuruje jej obraz „Judyta zabijająca Holofernesa”, czy Maria Sibylla Merien dla której chcę odwiedzić Rijksmuseum) po życiorysy tych wydobytych z trudem i mozołem z mroków dziejów (Giovanna Garzoni, Maria Raszowska, Fede Galizia). Oczko pisze z pasją i znawstwem dając osobom czytającym solidną lekcję historii sztuki (symbolika martwych natur, technika malarska, perspektywa etc.), od czasu do czasu, robiąc drobne wstawki autobiograficzne – podobnie jak Clara Peeters, która malując martwe natury, nienachlanie zaznaczała swoją obecność umieszczając maciupki autoportret w odbiciach złotych pucharów. Otrzymujemy zatem pasjonującą i zaangażowaną opowieść o kobietach, które musiały walczyć o niezależność, prawo do pracy w wybitnie patriarchalnym świecie. Wspaniała to rzecz, która winna znaleźć się na półce każdego pasjonata niebanalnych życiorysów i sztuki.